Ach, ten rozpoczynający płytę pełen złości riff w „Davidian”, to zwolnienie na końcu… Ten groove „Old” czy klimat w „Death Church Rising”, gdy po wstępie nie możesz się doczekać, kiedy nastąpi uderzenie ciężaru. To stopniowanie napięcia w „Nation on Fire” i gitarowy atak w końcówce czy nieco eksperymentalny początek „Blood for Blood” przechodzący w klasyczną thrashową galopadę. No i jeden z moich dzisiejszych ulubieńców: „The Rage to Overcome”, który udowadnia, że narastającą wściekłość można wyrazić nie tylko szybkim tempem, ale także wspaniale współgrającymi gitarami i energią wokalu.
Właśnie przewijający się przez większość utworów gniew stanowi motyw przewodni albumu. A powodów do niego Amerykanom nie brakowało. Fizyczne i psychiczne znęcanie, zamieszki, przemoc, tragiczne oblężenie sekty Davida Koresha w Waco, chciwość telewizyjnych kaznodziejów… Wszystko pełne bujających, agresywnych, ciężkich riffów i charakterystycznych gitarowych zagrywek Flynna podanych tak, że głowa sama chodzi w ich rytm, a nogi walą podwójną stopę.
Choć na co dzień gustuję w innych dźwiękach, to przyprawione soczystym brzmieniem połączenie nowoczesności i tradycji smakuję z nieukrywaną przyjemnością. I mimo że później Maszynowa Głowa serwowała nam potrawy różnej jakości, tego dania nie musi się wstydzić nawet po latach. Zresztą patrz na zdjęcie zespołu i kilka słów od nich we wkładce. Czyż nie wyglądają na dumnych z tego, co nam przyrządzili? I słusznie, mają do tego pełne prawo.
Sypię głowę popiołem za pozbycie się przed laty oryginalnej kasety. Ten niezrozumiały czyn kładę na karb chwilowej niepoczytalności, a odkrycie motywu, jaki mną wtedy kierował, jest wyzwaniem porównywalnym z rozwiązaniem najbardziej tajemniczych śledztw „Z Archiwum X”.
Nie wiem, czy zespół dokonał przełomu, tak zręcznie mieszając groove z thrashem, ale z całą pewnością płyta zasłużenie była jedną z najlepiej sprzedających się pozycji w katalogu wytwórni Roadrunner drugiej połowy lat 90. Dziś, słuchając „Burn My Eyes”, stwierdzam, że to nie tylko siła mojego sentymentu do tego kapitalnego debiutu, to po prostu znakomite utwory z niezapomnianym „Davidian” na czele sprawiają, że album broni się po dziś dzień.
4/5