Z dzielnymi obrońcami Ukrainy sytuacja wygląda jak w tym kawale:
Spada facet z 11 piętra. Mija kogoś w oknie i krzyczy: jeszcze wszystko ok!
Nie jestem dość kompetentny by wypowiadać się w tematach wojskowych, choć wszyscy znamy perspektywę Rosji: nieograniczone zasoby ludzkie i ogromne zaplecze sprzętowe – choćby sprzętu z czasów ZSRR – ale jednak.
Z tym, że ta wojna nadal jest wojną emocji i postaw, a nie wojną strategiczną, w której chodzi o uzyskanie strategicznych celów i wynegocjowanie traktatowych zysków.
Po jednej stronie mamy niezaprzeczalnie wysokie morale – drugą broń Ukraińców. Bez snu, bez jedzenia, na pełnej petardzie i ze znajomością własnego terenu. To ich siła.
Po drugiej jednak mamy mentalność twardogłowych generałów wyćwiczonych w czasach zimnej wojny. Wychowanych w doktrynie rzucania na front mięsa armatniego i zastępowania go nowym i nowym i nowym mięsem, aż do wyniszczenia przeciwnika.
Myślmy o mentalnościach. Za twardogłowymi generałami – posypującymi sobie głowę popiołem przed carem Władymirowiczem stoi on – narcyz, socjopata. On gra na siebie i na swoje niezaspokojone poczucie wielkości. On potrafi też pod tą emocję rozstawiać pionki na szachownicy. Więcej nawet. Ponieważ w jego umyśle inni nie jawią się jako podmioty, jako pełnokrwiści ludzie, a raczej jako środki do celu… jest w stanie grać z niezwykłą przebiegłością i używać zagrań, które innym nie przyszły by po prostu do głowy – jako zbyt podłe lub zbyt niebezpieczne.
Oczekujmy zatem:
-
- – Kolejnej ofensywy – skoro nie na Kijów to na wschód ukrainy
- – Prób zduszenia ducha obrońców Ukrainy – środkami tak paskudnymi jak nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić
- – Gier salonowych łącznie z kłamstwami w żywe oczy i wysosowywaniem – specjalnie – nierealistycznych i niemożliwych do zrealizowania żądań pod kontem ukraińskiego rządu
- – Kolejnych prób zamachu na Zeleńskiego
Nic co cieszy tych dzielnych obrońców, koniec końców im nie pomoże. Może lecieć będą z tego jedenastego piętra nieco dłużej, a upadek będzie bardziej bolesny. Nie żywmy nadziei, że ta wojna się jakoś „niedługo skończy”. Nie żywmy nadziei, że Putin, satrapa, w jakikolwiek sposób się cofnie. Czy, znany nam, inny narcyz kurdupel cofnął się kiedykolwiek w swoich poczynaniach tu u nas, w „nibywolnym” kraju? Zawsze szedł na zwarcie. Z gębą pełną kłamstw jak u Jaruzelskiego z 13 grudnia. Pamiętamy – symbiotyczne wręcz – wystąpienie naszego karzełka. Narcyz nie jest w stanie się wycofać. Taka porażka boli go zbyt głęboko. Zbyt głęboko sięga pragnienia wielkości, które – choć realizowane wszelkimi możliwymi środkami – nigdy nie zostaje zaspokojone. To jest dziura bez dna. Rana narcystyczna. Otchłań, w którą wlewasz i wlewasz i nie widać nawet błysku lustra wody.
Zyskają na tej wojnie jedynie nasi domowi socjopaci: kłamczuszek, budyń z pustką za oczami w której wieje wiatr i kurdupel-narcyz – bo wojna pozwala im się lansować. Nasz narcyz wyszedł nawet ostatnio przed szereg tak bardzo i tak wbrew tym, którym to miał niby pomagać, że jak słoma z butów wyszło u niego pragnienie zaistnienia, zalansowania, zaświecenia… bo JA, JA i jeszcze raz JA.
A o tym co nakradli i co naniszczyli cicho sza, bo wojna wszak.