Kanadyjski Striker atakuje po raz szósty, a jakość zawartego na krążku materiału zdefiniowana jest w tytule płyty… i na tym mógłbym skończyć recenzję tegorocznego wydawnictwa muzyków z Edmonton. Jednak materiał wart jest dokładniejszej analizy, zatem…
Zatem po dość średniej zeszłorocznej płycie okraszonej jakże znamiennym tytułem „Striker”, muzycy zawzięli się i pokazali, że są jednym z najlepszych nowofalowych zespołów grających w starym dobrym heavy metalowym stylu. Klimat lat osiemdziesiątych wręcz wytapia się z krążka. To nie koniec nawiązań do przeszłości! Zacznijmy od okładki. Zarówno kolory (fiolet, niebieski, żółty), jak i kształty (zbiegające się w oddali linie, pomarańczowo-czerwone gradienty zawarte w kole mające imitować zachodzące słońce oraz mozaika złożona z czterech wilków) są żywcem wyjęte z wizualnej stylistyki panującej bagatela czterdzieści (!) lat temu. Ramię w ramię z okładką płyty podąża animacja do pierwszego singla z „Play to Win”, czyli ograne już przeze mnie do bólu „Heart Of Lies”. Bardzo szybkie tempo clipu, błyski, neony, częste dynamiczne efekty zmiany kąta kamery…lata osiemdziesiąte pełną parą. No i ten utwór…
Taaakkk…muzyka zawarta na krążku niby osadzona w retrospektywnej stylistyce, jednak brzmi niezwykle świeżo, wręcz ożywczo. Bardzo chwytliwe wymienione przeze mnie wcześniej „Heart Of Lies”, „Position Of Power” czy „The Front” posiadają w sobie prawdziwą magię. Magię szczerości, prawdziwości, bezkompromisowości i autentycznego zatracenia się zespołu w wygrywanych dźwiękach. Dawno już żadna płyta nie uzależniła mnie tak od siebie. Tutaj udało się to z nawiązką.
Gitarzyści zadbali o najwyższych lotów riffy i praca właśnie tego instrumentu to jedna z najmocniejszych stron nowych kompozycji. W „On The Run” na przykład od samego początku jest klimatycznie, nadając odpowiednio przyśpieszone tempo całej kompozycji uzyskano efekt przypominający tytułowy bieg. W feeling’owym „Play To Win” wprowadzono iście glam rockowe wstawki, jednak niepozbawione pazura. Gitarowa pierwsza klasa.
Ogólnie płytę można podzielić na dwie części. Pięć początkowych kompozycji jest czysto metalowych. Tego typu dźwięki zawsze zestawiam z nocną jazdą samochodem. Pusta droga, światła lamp, ryk silnika i motoryczna muzyka podkręcająca adrenalinę. Tutaj pierwsza połowa recenzowanego przeze mnie albumu powinna sprawdzić się znakomicie. Druga część krążka to wyraźne zwolnienie, postawienie na emocje kosztem szybkości. Zabieg o tyle wart uwagi, że nie trzeba programować kolejności odtwarzania muzyki, kiedy ma się ochotę na określony klimat piosenek.
Striker A.D. 2018 to w moim odczuciu jedna z najlepszych płyt tego roku. Nie tylko ze względu na udane przywołanie ducha lat ‘80, epoki, w której niedane mi było żyć świadomie, a która była przełomowa dla rozwoju całego gatunku (czego z muzycznego punktu widzenia żałuję), ale także ze względu na namacalną ewolucję stylu zespołu. W czasie kiedy większość podobnych zespołów robi krok wstecz (przykładowo Skullfist lub Steelwing) Striker razi precyzją i siłą materiału. Nawiązując do początku recenzji, nagrali album, żeby w tym roku wygrać. I dla mnie wygrali.
5/5