Rok 1987 był bardzo ważny dla muzyki heavy-metalowej. Iron Maiden szalało na koncertach promujących wydany rok wcześniej „Somewhere in time”, Judas Priest robiło to samo z niezwykle zamerykanizowanym materiałem z „Turbo”, w Japonii Anthem wydał swój trzeci długograj – „Bound to break”. Natomiast w Polsce pojawił się chyba najważniejszy metalowy album, jaki kiedykolwiek w kraju nad Wisłą został nagrany – „Ostatni Wojownik”. Mało jednak osób zdaje sobie sprawę, że w tym samym roku za naszą wschodnią granicą powstał równie dobry materiał. Mowa o „Hero of Asphalt” szerzej nieznanej jeszcze wówczas Arii.
Zanim przejdę do właściwej recenzji nadmienię jeszcze, że szkoda, że ten zespół zaczął nagrywać swoje największe albumy właśnie w tamtym czasie. Ustrój polityczny ZSRR nakładał bardzo surowe wymogi na artystów, blokując przy tym jakikolwiek dostęp do ich sztuki poza granicami swojego mocarstwa. W obrębie państwa także krytycznie cenzurowano wszystko, co związane było z przekazem artystycznym. Przykładowo zespół jako największa w tamtym czasie gwiazda Rosyjskiej sceny metalowej miała praktycznie zerowe szanse odgrywania koncertów w Moskwie, nie mówiąc już o żadnym promowaniu muzyki poza terytorium ZSRR.
„Gieroj Asfalta” jest trzecim albumem rosyjskiego Iron Maiden, jak przyjęło się nazywać Arię. Na potrzeby wydawnictwa zarejestrowano jedynie sześć numerów o łącznym czasie 38 minut. Z jednej strony ilość utworów może wydawać się mała, ale dzięki temu nie ma mowy o nazwaniu któregokolwiek z numerów wypełniaczem. Każda kompozycja wnosi powiew świeżości do odtwarzanego materiału. Jest to także pierwszy typowo heavy metalowy album Arii. Pierwsze dwa (wydane kolejno w 1985 roku „Megalomania” i 1986 roku „With Whom Are You”)
Od samego początku słychać faktyczne inspirowanie się muzyką Żelaznej Dziewicy. „Serving Evil Forces” po spokojnym, stylizowanym na lata 50 wstępie następuje frontalny atak i z głośników słuchacz jest zasypany kanonadą dźwięków, która następnie przeradza się w galopadę. Sam Steve Harris nie powstydziłby się takiego początku. Następny z kolei tytułowy „Hero of Asphalt” jest o wiele spokojniejszy, jednak jest to nadal szybkie i bezkompromisowe maidenowanie (z bardzo ładnymi przejściami gitary w refrenie). Co ważne, pomimo tego, że oba początkowe utwory są szybkie, tempo obu jest zdecydowanie inne, dzięki czemu utwory nie zlewają się ze sobą i są łatwe do zapamiętania.
Na oddzielny akapit zasługuje moim zdaniem najlepsze na płycie, przesycone emocjami „Rose street”. Niezwykle budujący się utwór. Rozpoczyna się pojedynczą gitarą, do której stopniowo dochodzi bas (tak, znowu maiden) i perkusyjna stopa. Po chwili pojawia się niezwykle dramatycznie odśpiewane intro. Zarówno głos Kipelova, jak i partie poszczególnym instrumentów tego utworu są dowodem na geniusz muzyków. Dramat, smutek i strach wręcz wylewają się z głośników.
Bez wątpienia „Hero of asphalt” jest momentem przełomowym w dyskografii Arii. I warto zapoznać się z tym albumem, chociażby po to, aby przekonać się jak popularni ironi mogliby brzmieć w innym miejscu i w innej rzeczywistości.
5/5