Najbardziej na smaku straciły chyba pomidory. Gdy wspomnisz jak smakowały te ze straganu, brane prosto do ust, pachnące łąką, soczyste i słodkie… zaczynasz zastanawiać się co się stało. Dlaczego. Dlaczego pomidory są jak kartofle, jabłka w maksymalnie dwóch odmianach, pomarańcze o skórze słonia, mięso… no właśnie mięso naszprycowane wodą z solą, oświetlone na czerwono, ale to i tak nieźle, bo przecież wyroby… mięsnopodobne… to dopiero historia. Więc. Co się stało? W jaką grę graliśmy ze sprzedawcami przez ostatnie 20 lat, że wchodzimy do sklepu i gdybyśmy chcieli kupić dobre, soczyste i prawdziwe to… nie za te pieniądze?
Rynek produktów spożywczych jako gra
Ano graliśmy. Dokładnie. Graliśmy w grę, a układ był trójstronny. Teoria gier (nie mylić z grami komputerowymi) zajmuje się opisem takich „dynamicznych układów” gdzie cele graczy i ich możliwości określone są w rachunku wypłat, a gra sama w sobie zmierza do określonego atraktora – w teorii gier nazywanego równowagą Nasha.
Kto grał i w co? I z jakimi danymi? Zobaczmy.
Mamy tu trzech graczy. Każdy ma inne cele:
- Producenci: cel sprzedać jak najwięcej, wyprodukować jak najtaniej
- Sprzedawcy: cel sprzedać jak najwięcej, kupić jak najtaniej
- Konsumenci: cel kupić jak najtaniej, jak najlepszej jakości
Rozgrywka w tym układzie trójstronnym opiera się na manipulacji informacjami jawnymi i niejawnymi. W tym cały spryt. Trudno jest producentowi i sprzedawcy podnosić cenę. Cena jest jawna, policzalna i każdy z graczy stosuje ją jako podstawową heurystykę dokonywanego wyboru. Gdy cena za bardzo rośnie podnosi się larum. Media krzyczą o inflacji, a prezes NBP opowiada bajki o tym jak ma wszystko… pod kontrolą. To co się naprawdę dzieje w tej grze to rywalizacja na informacjach niejawnych. Tymi można manipulować. Można sprzedać „to samo” wyprodukowane taniej, pozbawione tego czy innego lub wypchane tym czy tamtym.
Dokąd zmierza gra w pomidory? Nierównowaga w grze – stosujemy heurystyki
Co robi konsument? Konsument szuka produktu wysokiej jakości, ale skąd takie informacje czerpie? Oczywiście z WYGLĄDU produktu. Podchodzi do sterty pomidorów i wybiera te ładne – czerwone. Te ładne czerwone idą jak woda.
Co robi producent? Producent odkrywa, że ładne czerwone są te modyfikowane genetycznie – są jednocześnie tańsze w produkcji, zdrowiej rosną, wymagają mniej środków uprawy roślin i pestycydów – chociaż te ostatnie skoro w całej grze są implicite można stosować dowoli – konsument i tak się nie dowie. Szkopuł, że gen na te ładne czerwone robi też coś ze smakiem… powoli acz nieubłaganie.
Co robi sprzedawca? Ma do wyboru: te ładne czerwone co idą jak woda i są kilkadziesiąt groszy tańsze na kilogramie. Albo te „uczciwe”, prawdziwe, z drobnymi skazami, droższe…
Efekt? Łatwo zauważyć gdzie leży równowaga Nasha (atrator) takiej gry: wszyscy gracze „zyskują” grając w ładne czerwone.
Konsument orientuje się po czasie, że ta heurystyka oceny jakości (ładne czerwone), którą stosował w wyborze najlepszych dla niego pomidorów okazała się fałszywa tyle tylko, że już jest pozamiatane. Tej gry nie da się cofnąć. Nie można wywrócić szachownicy i powiedzieć „let’s play again”.
Gra w AGD – idealny przykład gry dającej pożądany efekt
Opierając się na powyższej analizie można już łatwo zrozumieć dlaczego jakość produktów spożywczych, które dostajemy w ofercie w najbliższym spożywczym/mięsnym/warzywniaku tak bardzo upadła. Problemem jest nierównowaga w dostępie do właściwych informacji podczas gry – dla wszystkich graczy. Jak temu zaradzić?
Co ciekawe problem tego typu istniał również w tak – nie odległej? – dziedzinie jak sprzęt AGD. Ktoś pomyślał, że warto by było żeby konsumenci kupowali sprzęt zużywający mniej prądu. Ten sam ktoś włożył sporo wysiłku byśmy chcieli wybierać portfelami: ceny prądu, sporo propagandy medialnej o tym ile tracimy rocznie na sprzęcie zużywającym prąd…
I nic by z tego nie wyszło gdyby nie to, że ten sam ktoś – zupełnie nie mając pojęcia o równowagach Nasha i teorii gier – postanowił oznaczać sprzęty AGD kategoriami oszczędności prądu. Dużymi wyraźnymi, łatwymi do użycia jako heurystyka – literami A, B, C itd. Efekt? Wystarczyła dekada byśmy ze sprzętem AGD powędrowali od klas oszczędności typu B, C do A++
Jaką grę stworzyć byśmy jedli zdrowo?
No dobrze. Zakończmy to teoretyzowanie i zastanówmy się, co Realne Utopie mają do zaproponowania jako grę pozwalającą konsumentom, w obszarze produktów spożywczych, stosować, jako heurystykę, informacje o PRAWDZIWEJ jakości tych produktów?
Nic szczególnie odkrywczego – można by rzec – a jednak genialnego w swej prostocie.
Załóżmy, że produkty spożywcze podzielone są według dwóch kategorii:
- Pierwsza oznaczana literami A, B, C, D – jak w przypadku AGD oznacza stopień naturalności produkcji: im niej pestycydów tym wyższa litera, im mniej modyfikacji genetycznych tym wyższa litera, im mniej antybiotyków w hodowli tym wyższa litera – trochę jak z klasami jajek. Za każde uchybienie produkt dostaje negatywne punkty (według tabeli). Ilość negatywnych punktów segreguje produkty Od kategorii A do Z.
- Druga również oznaczana literami od A do Z oznacza stopień przetworzenia i jakość tego przetworzenia. Naturalne metody jak kiszenie czy mrożenie to mało negatywnych punktów. Za kolejne jak homogenizacja, konserwanty, dodatki w postaci wody z solą itd. produkt dostaje więcej negatywnych punktów. Oznaczyć punktami można również inne niezdrowe formy modyfikacji: dosładzanie, emulgatory, spulchniacze itd.
Konsument wchodzi do sklepu i ma do wyboru produkty klas: AA, AB, BC itd. Korzysta z prostej heurystyki. Niejawne informacje stały się jawne. Są elementem gry.
Można by zapytać po co nam tabele i punkty? Po co system przekładania „jakości” na wartości ilościowe, a dopiero potem na kategorie A, B, C? Po to by system był obiektywny – nie podlegał subiektywnej ocenie, by był przejrzysty i równy dla wszystkich graczy, oraz by stosowanie klasyfikacji do kategorii A, B, C itd. było mniej więcej ilościowe – jak z poborem prądu w sprzętach AGD. Ta ilościowa cecha systemu jest bardzo ważna – pozwala producentom zachować pewną niezależność w stosowaniu metod produkcji. Pozwala „dążyć” do co raz wyższej kategorii poprzez zmniejszanie ilości negatywnych punktów.
Państwo nie-neoliberalne z zasady interweniuje i układa gry na rynku
Tak. Tabele punktów i technik modyfikacji/produkcji żywności musiałby stworzyć państwowy ośrodek, na przykład Instytut Żywności i Żywienia, który jest częścią Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego. Ale jeśli wydaje ci się to za skomplikowane to powiemy tylko jedno: my jako Polska mieliśmy dość skomplikowany system: dotyczący kontroli jakości sprzedawanych produktów mięsnych. Były tam tabele, kategorie jakości itd. Zrezygnowaliśmy z niego na rzecz unijnego podejścia, w którym jedyną zasadą jest to by w środku znajdowało się to co jest napisane na opakowaniu. A wiadomo:
- o wstrzykiwaniu wody z solą nie musi być nic napisane,
- o dodatkach, konserwantach, emulgatorach itd. Napisane może być, ale wiadomo jaką czcionką. Taką by nie mogło służyć jako heurystyka wyboru w naszej grze.
To działa
Że takie systemy działają łatwo pokazać, jeśli nie na przykładzie sprzętów AGD, to choćby na przykładzie produkcji kurzych jaj – wartość rynku tak zwanych zerówek nieustannie rośnie. Podsumowując: w tej grającej ze sobą trójcy konsument potrzebuje silniejszych narzędzi. Narzędzi do stosowania w łatwy, szybki, heurystyczny sposób podczas dokonywania wyboru. Te narzędzia musi dostarczyć, rozumiejący teorię gier, ustawodawca. Ustawodawca, który rozumie zarówno konieczność pozostawienia swobody działającemu rynkowi (tak naprawdę grze) jak i możliwość takiego zarządzania jej regułami by zmierzała do określonego – pożądanego – atraktora.
Tyle trudnych słów. Nie zrozumie ich ani kolega Sasin, ani koleżanka Pawłowicz. Jej profesura jest z innych wymiarów niż, te, które określamy jako intelektualne. Pozostańmy więc w oparach utopii, która chociaż realna to niemożliwa do zastosowania w naszej pięknej rzeczywistości.