Byłem ostatnio na spacerze i zaatakował mnie chihuahua, który o mały włos a ugryzłby mnie w łydkę. Pani tak… patrzyła na niego, bąknęła coś w stylu „Lessi chodź” …ale raczej w przekonaniu, że Lessi ma to w dupie i Lessi i tak zrobi co chce. Fakt Lessi jest dość mała, ale jednak, gdyby miała mnie ugryźć to co, to wolno mi ją kopnąć? Kocham psy i nie chcę tego. Więc co?
To może odwołać się do przepisów obowiązujących w naszym kraju? Obecnie przepisy te regulują uchwały samorządowe. W Warszawie na przykład w ramach Uchwały nr XIV/292/2015 Rady m.st. Warszawy właściciele psów są zobowiązani do zachowania ostrożności podczas spacerów z czworonogiem. Psy mogą chodzić bez smyczy jedynie na terenach, gdzie nie ma dużej liczby osób np. pola, zieleńce, czy małe uliczki oraz na specjalnych wybiegach dla zwierząt. Opiekunowie niebezpiecznych psów muszą bezwzględnie założyć zwierzęciu kaganiec i trzymać czworonoga na smyczy.
Czy jednak chihuahua jest niebezpiecznym psem?
Miałem kiedyś psa. Amstafa, o łagodności, którą wciąż mogę przytaczać w anegdotach. Ale gdy biegł on osiedlową alejką panie z dziećmi w popłochu unosiły szkraby nad głowę, a starsze panie odskakiwały jak koniki polne na trawę. Nie pomagało tłumaczenie, że pies jest łagodny. I rozumiem, że nie znając mojego psa reagowały instynktownie.
Może w takim razie wszystkie psy powinny chodzić w kagańcu i na smyczy? Każdy człowiek, który kocha zwierzęta w tym miejscu obróci się jak truposz w grobie. To by był dopiero katowski system dręczenia czworonogów, dla których podstawą ich szczęśliwego życia jest możliwość wybiegania się na spacerze.
Jest jeszcze gorzej. Mój obecny piesek. Znajda ze schroniska, wielokrotnie porzucony przez ludzi… nie toleruje innych psów. Był wielokrotnie na zajęciach z behawiorystą, był u pani psycholog od psów, bierze leki i nic to nie pomaga. Nie pomaga zwłaszcza dlatego, że właściciele innych psów pchają się nam pod nos wywołując jego agresję. Ileż to razy krzyczałem do urażonej właścicielki żeby się zatrzymała i dała mi szansę – ogarnąć wzbierające emocje w moim biednym dzieciaku. Ileż to razy taka sytuacja prowadziła do awantury – z racji nie zachowania marginesu bezpieczeństwa przez innych użytkowników ścieżki.
No więc co można z tym bałaganem zrobić? Z podpowiedzią przychodzi nam inicjatywa oddolna zataczająca szerokie kręgi w krajach skandynawskich – przyjęło się tam, że psy agresywne oznacza się żółtą wstążką. Może to być żółta obroża, żółta apaszka lub coś innego, żółtego, wyraźnie widocznego na karku psa. Takie psy nie tylko chodzą na smyczy i w kagańcu, ale też się je omija, z szacunku dla właścicieli i samych czworonogów by mogły w bardziej bezpieczny sposób uczyć się socjalizacji.
Ale system oddolny, dobrowolny, nie usankcjonowany nie załatwia wszystkich wymienionych wyżej problemów. Poza tym do zmiany naszej polskiej mentalności potrzebne jest jednak coś więcej.
Tu do gry wchodzą Realne Utopie. Bo gdyby było tak że:
- Wszystkie psy bez wyjątku muszą chodzić na smyczy i w kagańcu. Psy które nie zdały żadnego egzaminu oznaczone są czerwoną wstążką. Jej zakładanie jest obowiązkowe.
- Bez kagańca mogą chodzić psy, które zdały egzamin na brak agresywności – takie psy oznaczane są żółtą wstążką/obrożą. Zakładanie takiej obroży jest obowiązkowe.
- Bez smyczy mogą chodzić psy, które zdały egzamin na podstawowy poziom posłuszeństwa wobec właściciela: zostawianie, przychodzenie na wołanie itp. / oraz na brak agresywności – takie psy oznaczane są zieloną wstążką- Jej noszenie jest obowiązkowe.
- Poziom posłuszeństwa/nieagresywności psa zapisany w jest jego chipie. Straż miejska może podejść odczytać dane z chipa i wlepić mandat jeśli pies nie był odpowiednio oznaczony albo był bez kagańca jeśli nie ma zdanego egzaminu nieagresywności.
- Ośrodki egzaminowania psów podlegają tym samym przepisom co ośrodki egzaminowania kierowców. Są niezależne od szkół.
Co dostajemy w efekcie? Łatwo wyliczyć zalety:
- Jasną informację, że ten pies, który na nas biegnie oznaczony jest kolorem zielonym, a więc jest bezpieczny i nie należy się go bać.
- Jasną informację, że ten pies oznaczony kolorem czerwonym może wystartować do mojego psa, a poza tym prawdopodobnie wymaga przestrzeni by jego właściciel mógł z nim pracować nad powstrzymaniem agresji – lepiej więc go obejść szerokim łukiem.
- Obowiązek by nawet chihuahua – jeśli jest poza kontrolą i zachowuje się agresywnie, był na smyczy i w kagańcu. Warto podkreślić, że dla innego psa taki chihuahua jest postrzegany jako agresor. Nie jest okolicznością łagodzącą, że pies jest mały. Psy tak nie myślą. Taki mały agresywny brzdąc jest w stanie sprowokować niejednego dużego psa – i tym bardziej powinien być od kontrolą.
- Przepisy są jasne. Oznaczenia klarowne. Nie ma miejsca na dowolność w stylu „a czy ta alejka to mało uczęszczany obszar?”Albo „czy ta pani zachowała ostrożność podczas spacerów z czworonogiem?” O ile mniej przestrzeni na wolną interpretację.
W efekcie i babcie i trwożliwe mamuśki żyją w spokoju, ale też właściciele psów wiedzą na czym stoją. Wiedzą co trzeba zrobić by ich pies mógł swobodnie biegać – trzeba iść na podstawowe szkolenie. Wiedzą też z jakim innym psem mają do czynienia. Przejrzysty system z trzema kolorami: czerwonym, żółtym i zielonym. Spokój i pełna kontrola.
I tylko gdybyśmy nie zajmowali się nieadekwatnymi do ceny ropy za baryłkę cenami benzyny… i rekordowymi dywidendami ze spółek skarbu państwa – żerującymi na tych wysokich cenach… i obawą, że jedynym pomysłem na jaki wpadnie PiS przed nadchodzącymi wyborami będzie kolejna piętnastka, szesnastka lub siedemnastka (finansowana z tych dywidend) dla rzetelnych skreślaczy znaczka PiSu na kartach do głosowania… Wtedy być może byłoby miejsce na rozważania czy taki system wato w Polsce wprowadzić. Tymczasem jednak tak sobie gdybamy. Realnie choć utopijnie.
Do usłyszenia.