W realnych Utopiach postanowiłem kontynuować kwestie zdrowotne. Czy zdarzyło się wam dostać lek na receptę, który nie jest refundowany (jest na 100%) i usłyszeć cenę typu 76zł? I czy mieliście chwilę zawahania? No bo co teraz? Kupić? Nie kupić? A jak nie kupić to co, latać po aptekach? Ile aptek odwiedzić? Ile czasu zmarnować?
Mi się zdarzyło i zupełnie bezmyślnie wiedziony ideą e-recepty i tego, że przecież mamy XXI wiek pobiegłem… ale do Internetu. No bo tak. Recepta ma kod. Ten kod wraz z moim peselem gwarantuje moją weryfikację i pozwala sprzedać mi lek. Tak? Sam sobie kodu nie wymyślę – nie da się go ot tak zhakować. To cztery cyfry, które są zapisane gdzieś w systemie. Są połączone z moim numerem PESEL i po ich podaniu farmaceuta widzi całą receptę – ona tam jest. W chmurze. W sieci.
Piszę tyle wstępu bo przecież: skoro tak jest to mogę chyba wpisać nazwę leku w wyszukiwarce internetowej, znaleźć najtańszą aptekę i zamówić lek, prawda? Wystarczy podać PESEL i kod recepty. Tak?
Otóż nie.
W każdej „aptece” internetowej na stronie leku będzie widniała taka oto informacja:
Lek jest dostępny tylko na receptę, dlatego został wyłączony ze sprzedaży wysyłkowej i może być sprzedawany jedynie w aptekach stacjonarnych.
Dlaczego leki na receptę dostępne są jedynie w aptekach stacjonarnych?
No i wytłumaczcie mi dlaczego?
To tak jakby przelew bankowy zlecony przez Internet był niemożliwy i trzeba by było za każdym razem biegać do placówki banku aby go potwierdzić. Weryfikacja e-recepty jest możliwa poprzez podanie wymienionych już wyżej dwóch numerów: PESEL i kodu recepty. Więc dlaczego, dlaczego, dlaczego… nie mogę zamówić leku online? Ileż mniej kosztów pośrednich i ileż niższa cena… by była. Prawda?
Dlaczego nie widzimy cen leków w aptece?
Ale Realne Utopie nie byłyby sobą gdyby nie zaproponowały czegoś więcej. Bo problem z aptekami to nie tylko niemożność zamówienia leku „receptowego” online, ale też brak konkurencji cenowej spowodowany tym, że przychodzi klient do kontuaru i podaje kod recepty. Nie widzi cen leków. Leki dostaje „w pakiecie” z ceną ogłaszaną już post fatum. Czy wyobrażacie sobie taki sposób robienia zakupów na przykład w sklepie spożywczym? Przecież to jawne naruszenie praw klienta. A jednak w przypadku aptek nie robi to na nas wrażenia. Nie robi go, bo zostaliśmy tak od dziecka uwarunkowani – do apteki się przychodzi, grzecznie pyta o lek i grzecznie płaci. Jedynie co bardziej świadomy i… zdeterminowany klient odejdzie od okienka po usłyszeniu ceny – za świadomością, że to oznacza latanie po mieście z wywieszonym jęzorem za tańszymi cenami w innych aptekach. Tak nie powinno być. Taki układ narusza moje i twoje prawo do tego by wiedzieć o cenie produktu ZANIM postanowisz go kupić.
Lekowe Allegro
Realne Utopie proponują nowoczesne XXI wieczne rozwiązanie. Skoro mamy już system elektronicznej recepty i skoro sprawdza się on wyśmienicie to nie tylko należy uwolnić rynek internetowej sprzedaży WSZYSTKICH leków (nie tylko tych na 100%) – po podaniu peselu i kodu recepty – ale wręcz władza wykonawcza powinna ogłosić przetarg na stworzenie systemu internetowego zamawiania leków opartego o cenową wyszukiwarkę – w rodzaju Allegro. Fakt, że nie będzie to portal prywatny, a strona stworzona przez organy administracji publicznej pozwoli na lepszą kontrolę tego rynku. Taka „usługa” może być częścią IKP – internetowego konta pacjenta – co pozwoli na dodatkową weryfikację, bo na IKP trzeba się najpierw zalogować.
W XXI wieku zupełnie bezcelowym jest chodzenie do fizycznego punktu aptecznego by wykupić leki.
Zatem powinniśmy móc:
– Wejść na IKP
– Wybrać wyszukiwarkę leków
– Wpisać kod recepty i numer pesel
– Wybrać dostawcę, u którego jest najtaniej, najszybciej, najpiękniej…
– Wybrać punkt odbioru: paczkomat, pobliski sklep Żabka, lub kuriera
– I czekać na dostawę leków, praktycznie bez wychodzenia z domu
I gotowe.
Ilość poziomów weryfikacji jakie musieliśmy przejść jest w takim przypadku w zupełności wystarczająca by naprawdę nie dochodziło do naruszeń. W efekcie kupujemy leki najtaniej – bez biegania po mieście jak kot z pęcherzem. Ale też bez wychodzenia z domu – co, na przykład, stanowiłoby ogromne ułatwienie dla osób niepełnosprawnych lub mieszkających daleko od dużej aglomeracji miejskiej.
Niestety w kraju, w którym taki mały, karzełkowaty były-wicepremier dokonuje swoich odkryć internetowych z pomocą frazy „naciskam na laptop klikam” takie innowacje są niemal nie do pomyślenia. Bowiem Internet dla tego typu osobników jest straszny i ma kły. Trochę jak dzik ze znanej piosenki. Pozostańmy zatem w sferze realnych, choć zupełnie utopijnych, zmian w prawie dt. kupowania leków.
Do zczytania.